Nogi wyleczone... A tu już przygotowania do kolejnego hucznego wydarzenia w tym roku!
Tak tak, mój kochany Ucior postanowił wstąpić w związek małżeński. Sama zastanawiam się po co, skoro już tyle lat żyją razem - chyba z dobrych 5 będzie? Z drugiej strony wcale się nie dziwię, bo każda (no w sumie to z tą każdą przesadziłam) marzy o tym, aby zobaczyć się w lustrze w białej falbaniastej sukience i to koniecznie białej albo ecru. Mnie też się marzy, ale póki co to nierealne. Skupmy się zatem na Uciorku.
"Lalka, szykuj się na 10-go maja"
"Na 10 maja? Tak szybko?"
"Nie ma na co czekać, taki był wolny termin i na salę i na kościół"
Ufff... w końcu dziadkowie dadzą mi święty spokój i nie będą każdego faceta z którym się spotykam traktować jako tego "ostatecznego - do trumny". Nie zapomnę... na pogrzebie dziadka, babcia podeszła do mnie i do mojego (nazwijmy go Ptyś) faceta i mówi:
"Mam nadzieję, że następnym razem spotkamy się w bardziej sprzyjających okolicznościach..."
...I tu zawiesiła jednoznacznie głos. Nikt nie miał wątpliwości do czego pije. Inna sprawa, że z Ptyśkiem znaliśmy się dość długo i generalnie cała rodzina uważała, że zostaniemy ze sobą do końca życia... zresztą ja też. Życie jednak okazało się przewrotne, a może Ptyś się babci przestraszył i czmychnął jeszcze tego samego miesiąca. Dzisiaj się z tego śmieję, ale wtedy nie miałam radosnej miny. Wszystkie niepowodzenia skumulowały się w tym jednym momencie, śmierć ukochanego dziadka, problemy w pracy i jeszcze Ptysiek. Oj ciężko było... Ale nie o przeszłości miało być, a o przyszłości... :)
W gwoli uściślenia... W rodzinie jesteśmy trzy począwszy od najstarszej: Ucior, ja i Dżozefin.
Ponieważ Dżozefin jest znaaaaaaacznie młodsza, to my zawsze stałyśmy na czele panienek do wydania. Pamiętam jak którejś pięknej jesieni przyjechał do mnie Ucior. Wzięła wolne od uczelni i wpadła na parę dni. Obie studiowałyśmy i miałyśmy dużo wolnego czasu :) (Ach te czasy studenckie...)
Moja kochana rodzicielka powiedziała:
-"Dziewczynki, może pójdziecie na spacer?"
-"Mamusia, ale przecież jest tak zimno!"
-"Oj tam zimno :P Rozerwiecie się, może poznacie jakiś fajnych facetów? Tylko się ciepło ubierzcie"
Oczyma wyobraźni widziałam jak te tabuny przystojnych facetów walą do nas drzwiami i oknami, a raczej ciasnymi krakowskimi uliczkami z naręczami kwiatów, a my ubrane w tak seksowne kaloszki z czerwonymi zasmarkanymi nosami uśmiechamy się do nich zalotnie... i z tuszem pod oczami... Niemniej jednak wybrałyśmy się na spacer - matka kazała.
-"Ucior idziemy na Rynek! Tam jest dużo kafejek i od przystanku autobusowego niedaleko. Nie zmarzniemy jakoś mocno"
-" Dziewczynki, uważam, że to świetny pomysł, jak będziecie już przy Sukiennicach to kupcie kwiaty do wazonu"
-"Mama, a po co będziemy kupować kwiatki, w końcu idziemy poznać facetów, prawda? I to oni nam zasponsorują kwiaty"
Jak te dwie, głupie, stare kozy polazłyśmy na Rynek. Nie dość, że niebo "pękło" i lało się jak z wiadra, to jeszcze przeszywający chłód i wiatr zrobił swoje. Nie będę opisywała jak wyglądałyśmy, bo chyba można sobie to wyobrazić. Na ulicy nie spotkałyśmy żadnego przystojnego wolnego faceta, a jeśli już jakiś wydawał się sympatyczny to w sukience.
"Ciotka, ale dałaś nam radę :P" - Ucior z pewnym takim rozczarowaniem zwrócił się do mojej mamy.
"O Dziewczynki a co się stało?"
"Mama, nie dość, że zmarzłyśmy na kość, to jeszcze żadnego faceta nie spotkałyśmy, żadnego!!! Tam to łazili sami księżą i to jeszcze grupami!!! My to mamy szczęście, jak boga kocham"
Przecież żaden normalny facet... ba, człowiek nie delektuje się spacerem w taką pogodę, no chyba że jakiś fanatyk ekstremalnych sportów, jak kąpiele w kałuży czy inne tego typu zabawy. Koniec końców, mama siedziała cały wieczór na jakimś randkowym portalu i szukała nam mężczyzn, a uwierzcie było w czym wybierać... :)))) Na moją mamuśkę zawsze można liczyć.
W każdym razie Ucior w niedalekiej przyszłości poznał Chudego i to nie z czaterii ani innego randkowego portalu, a bodajże na jakiejś imprezie. Kłamać nie chcę, bo szczegółów ich znajomości nie znam. Dwa lata później poznałam Ptyśka i jakoś się tak rozeszło po kościach w rodzinie. Nie było wówczas parcia na "zamążpójście" :)
Dziadkowie jak to dziadkowie po jakimś czasie dążyli do deklaracji ze strony owych facetów. Sądziłam, że odetchnę z ulgą, kiedy Chudy się oświadczył Uciorowi. Wtedy babcia powiedziała...
"No to teraz Ptysiek się musi zdeklarować, bo nie będę jechała specjalnie po jedno krzesło do stołu tylko dla Chudego. Jak już mam kupić to chcę wiedzieć co z Ptyśkiem?"
Ha ha... jak analizuję, to niezłą presję na nim wywierali. Oczywiście nigdy mu nie powiedzieli wprost o tym krześle:) Chudy do tej pory nie dorobił się krzesła, ale pewnie na święta już je będzie miał.
-"Słyszałaś o Kasi" - w konspiracyjnej rozmowie telefonicznej pyta babcia
-"Tak babciu, jestem na bieżąco"
-"A słyszałaś o której będą mieć ślub?"
-"Taaa, o 19:30, czy jakos tak"
-"No a nie za późno?"
-"Babciu, przecież są jakieś majówki i wcześniej to chyba mogliby zrobić w samo południe"
-"No tak tak, ja nic nie mówię przecież... Kruszku, a ty z jakimś chłopakiem przyjdziesz, prawda"?
-"Dżizassss, babcia a po co ja będę jakiegoś obcego faceta ciągnęła na wesele? Weźmie człowiek takiego i potem musi mu nadskakiwać, żeby się dobrze czuł"
-"Oj tam, opowiadasz. Weź takiego co tańczy salsę"
-"Babcia, ale ja mówię całkiem serio, po co mam brać jakiegoś tam faceta, żeby było o kim plotkować?!"
-"Eeee zaraz plotkować"
-"Babcia, do maja jeszcze prawie pół roku, no może 1/3. Jak się szaleńczo zakocham do tego czasu, co tez jest możliwe, to przyjdę z tym kimś, a jeśli nie, to przyjdę sama. Ja tam mam z kim się pobawić."
Nie dodałam, że Ucior z Chudym chcą mnie wyswatać z Norbertusem, przyjacielem Chudego.
-"W ogóle nie rozumiem, dlaczego jeszcze nie miałam okazji poznać tego Norbertusa?"
- "Oj bo okazji nie było. Tak rzadko przyjeżdżasz do Łodzi i na chwilę, że nie nigdy na nic nie ma czasu" - tłumaczył się Ucior.
-"Następnym razem chcę go poznać"
-"Wiesz, on fajny jest. Jest o czym pogadać, zabawny, towarzyski, dobrze tańczy..."
Znając moje szczęście ma jakiś feler, albo jest gej, albo szuka niezobowiązującej znajomości.
A ja czuję, że mam luz teraz z mężczyznami. Nie chcę się pchać ani w żadne układy, ani nawet zakochiwać. Chcę być ot tak po prostu. Jedyne co mnie przeraża, to fakt, że ja... stara dupa za przeproszeniem i w dodatku najstarsza panna w rodzinie , nie licząc kuzynki rozwódki, stanę wśród licealistek i studentek i będę łapała welon. Nie ma bola jak to się mawia w Krakowie - nie wyjdę na środek i nie będę z siebie robiła pośmiewiska. Co za głupia tradycja! Ech, szkoda gadać. Oby Ucior nie miał welonu ani nic z tych rzeczy. Niech sobie diadem wsadzi, albo kwiatka przypnie. Już moja w tym głowa, żeby ją do tego namówić. Mnie pozostaje nic innego jak tylko zacząć rozglądać się za kreacją i wygodnymi pantofelkami na szpilce do tańca :)
1 komentarz:
kochana nie chce Cie dolowac, ale jak ja namowisz na niemanie welonu to bedzie rzucac kwiatkami ;-) I glowe Ci dam, ze jak nie pojdziesz lapac to bardziej bedziesz na swieczniku niz jak pojdziesz:-D chyba ze u Was inna swiecka tradycja kroluje, bo u nas zaraz ciocie, babcie i inne zamezne od czasow, gdy jeszcze nie bylo zelazek, beda krzczec i ciagac cie za Twoja piekna kreacje, bo przeciez Ty w wiekszej potrzebie od licealistek jestes:D i wtedy wszyscy goscie beda patrzec w kierunku slicznej posiadaczki oszalamiajacej kreacji pytajac: a ile ona ma laaat? Kochanie ja ci po przyjacielsku radze, idz potulnie lapac i umow sie z Uciorem, zeby przymruzyla oko i rzucala NIE w Twoja strone :-) buziak
ps. jeszcze jeden ogromny tul :-)
Prześlij komentarz