Dzieci są niesamowite... zwłaszcza te co chodzą, mówią i do tego zaczynają myśleć. Olinek, bo tak ma na imię moje "adopcyjne dziecko" (zaraz wytłumaczę dlaczego), za każdym razem kiedy ją widzę czymś mnie zaskakuje. Olka, to 6-latka, która aktualnie przeżywa swoją pierwszą miłość - zerówkową. Ja też dobrze pamiętam mojego rycerza dosłownie RYCERZA. Do dziś jestem w posiadaniu skrzętnie ukrytej fotografii z balu karnawałowego, przedstawiającej Grzegorza, bo takie imię nosił mój luby w hełmie zrobionym z brystolu. Resztę ubioru stanowił jakże gustowny stalowy bawełniany drelich zwany dresem. Oczywiście była też i szabelka... plastikowa, chyba z odpustu. Nie zapominajmy, że była to połowa lat 80-tych i w sklepach dosłownie wszystkiego brakowało. Mama w kilka sekund wyczarowała mi strój "PANI NOCY". Na jej starą studniówkową sukienkę wyciągniętą z dna szafy naszyła zrobione z folii celofanowej gwiazdki. Strój wieńczyło coś w rodzaju opaski z wielkim księżycem albo z gwiazdą. Szczegółów nie pamiętam, ale wiem, że mnie to strasznie drapało zarówno w czoło jak i w nos (ponieważ i to było iście kosmicznie celofanowe...). Nie zapomnę też zapachu sukienki - kulki na mole lub cuuśś w podobie, ale to było zupełnie nieważne, bo miałam jeden z najpiękniejszych strojów w historii swoich balów karnawałowych. No byłam tez kiedyś myszką Miki z wielkimi uszami. Strój nosił znamiona krwi... Wsadziłam palec pod igę maszyny do szycia... bolało, ja miałam nauczkę, że się tam paluszków nie wkłada, za to mój strój był fantastyczny. Nie wiem, czy Grzegorz mnie zauważał czy nie... na zdjęciu co prawda tańczy z jakąś krakowianką, niemniej jednak, pamiętam, że całowałam się z nim za szafkami:) Był najładniejszym chłopakiem w naszej grupie i wcale mi nie przeszkadzało, że traktował mnie jak powietrze, bo wiedziałam, że codziennie go zobaczę maszerującego do przedszkola. Teraz moja Olka przeżywa swoja pierwszą miłość :)
"Wiesz, mam narzeczonego... Arka" - dzisiaj oznajmiła.
"A skąd ten Arek?"- zapytałam
"Ciekawe czy mnie pozna Arek w zerówce po tych świętach, bo chyba już jutro pójdę do przedszkola, tak rodzice mówią. A co jak Arka nie będzie?..." - Ola wzdychała z rozmarzeniem w oczach. "Arek powiedział, że mnie kocha i nawet dwa razy pocałował i to w rękę!! Ale ja nie chce mieć ślubu. A ty chcesz?
W moim wieku to raczej każda kobieta chce, ale cóż będę dziecko uświadamiała przykrą rzeczywistością kobiety kończącej 29 wiosen. "Jasne że chce, a ty chcesz?"
"Nie, ja nie chce mieć wesela"
"Dlaczego nie chcesz mieć?
"Bo sie tłucze szkło, a po co ja mam tłuc to szkło? Bałagan sie tylko robi i hałas".
"Wiesz Olinku, to taki zwyczaj".
"Nie podoba mi sie ten zwyczaj"
"A jakby Arek chciał sie z tobą ożenić ?"
"To sie chyba ożenię"
"No przecież powiedziałaś że nie chcesz wesela"
"No przecież nie muszę mieć imprezki. A ty będziesz żoną Łukasza?"
"Jeśli mnie tylko o to poprosi, myślę, że tak".
"A mówiłam ci, że sie z nim ożenisz :)
"A gdzie on teraz jest?"
"W Indiach"
"O rany, to chyba daleko jest?"
"Bardzo daleko"
"To ty musisz za nim tęsknić?"
"Bardzo tęsknię, ale już wraca w przyszłym tygodniu".
"W przyszłym? To i tak długo".
I jak tu dziecku wytłumaczyć, że jak się kocha, i nie widzi się tak długo, to się łazi jak pająk po ścianach??
"Wiesz moja kochana, jak już przyjedzie ten twój mąż, to dasz mu prezent" - tyle usłyszałam od Oli zanim zniknęła tajemniczo w swoim pokoju.
Minęła godzina i naglę pojawia się Olka z dwoma ręcznie wykonanymi prezentami.
"Masz tu maskę dla siebie i dla Łukasza. On jest duchem a ty żabką" - powiedziała, a mnie nasunęła się przykra prawda... chyba mi zmarchy widać skoro dziecko widzi we mnie pomarszczoną ropuchę...
"... założycie sobie te maski i będziecie się zabawiać" - dodała. Tak mnie tym rozśmieszyła, że nie mogłam zagłuszyć myśli o mnie i Łukaszu zabawiających się w maskach ducha i ropuchy. Oczywiście prezent przyjęłam i starym zwyczajem przypięłam magnesem do lodówki. Skoro mamy się "zabawiać" według zaleceń Olinka to i niech tak będzie. :)))))))))))))))
Przepraszam... ciągle mam wizję ....
[po pół godzinie]
.... jeszcze trwa....
[po kolejnej pół godzinie]
... jest już lepiej...
No więc chyba fajnie mieć męża z którym można pobaraszkować w maskach :)
wtorek, 6 stycznia 2009
Warto/Nie warto? Czyli małżeństwo widziane oczami dziecka
Autor:
Kruszek
1 komentarze
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)